poniedziałek, 28 grudnia 2015

The day after day

Chciałabym stwierdzić, że wraz z minionymi Świętami, minęły też dni mojego obżarstwa. Ale na ten moment muszę jeszcze chyba trochę zapracować. Nad swoją silną wolą w szczególności. Dziś ruszyłam w końcu swój Świąteczny tyłek i wyruszyłam w 6 kilometrowy samotny obchód po moim miasteczku. Milion myśli na minutę i takie tam różne banały towarzyszące mi zawsze podczas tego typu spotkań ja vs ja.
Zapytano mnie ostatnio dlaczego poszłam do takiego liceum do jakiego poszłam. Mogłam zostać na miejscu i dojeżdżać zaledwie 7 km do pobliskiego, a zarazem bardzo dobrego zwykłego liceum. Ubzdurałam sobie w głowie teatr i fotografię (nie żałuje tej decyzji nawet w 1%). Byłam zakompleksiona. Niepewna siebie i pełna obaw o każdy kolejny krok. Ludzie, których tam spotkałam, atmosfera i nauczyciele ukształtowali 60% aktualnej mnie. Doceniam wszystkie chwile i każdą najdrobniejszą chwilę z osobna. Bo było mi to niesamowicie potrzebne. I wiecie co? Przypomniało mi się, że to w liceum dzięki mojej polonistce powstało pierwsze opowiadanie. Co ciekawe było to tylko jedno z miliona zadań domowych i nie sądziłam, że wyjdzie z tego coś ciekawego. Okazało się, że bez mojej wiedzy wylądowało w szkolnym roczniku. Niby nic a jedno pozytywne wspomnienie więcej w bagażu moich osobistych doświadczeń. Dlatego tam poszłam. Ot co! A oto moja grafomania wymyślona na podstawie "Dżumy" :)