czwartek, 30 kwietnia 2015

Za komuny było lepiej ?!

Niby mam czas ale dni jakieś takie krótkie. Od mojego "kochanego" promotora nie mogę się doprosić sprawdzenia mojego licencjatu. Wyjątkowo chciałam mieć wszystko ogarnięte wcześniej i wszystkie siły na niebie i Ziemi pokazują mi, że jednak tak nie będzie. Do końca życia będę dzieckiem ostatniej chwili. Amen.


Był słoneczny dzień we Wrocławiu. Tak słoneczny, że kurtkę zostawiłam w domu, a na gołe ramiona zarzuciłam tylko sweterek. Błogość, wiatr we włosach i jakiś wyjazd studyjny z uczelni, który koniec końców okazał sie dnem. Chyba, że macie jakąś inną nazwę na szwendanie się z jedną z dwóch pracownic maleńkiej firmy spedycyjnej od jeszcze mniejszego "magazynu" wyglądającego jak zbiór przypadkowych rzeczy znalezionych do biura tej Pani. Dowiedziałam się tylko tyle, że jeśli bardzo chcielibyśmy podjąć tam pracę mogą nam zaproponować najniższą krajową. Ta wiedza była mi niezbędna. Ale pomińmy to przykre zmarnowanie pięknego przedpołudnia. Wracaliśmy taxówkami. Trójka moich towarzyszy wysiadła wcześniej, a ja spędziłam resztę podróży na miałkiej rozmowie z panem taksówkarzem. "A co wy tam robili na tym lotnisku?" No to tłumaczę, że chcieliśmy to i tamto i zobaczyć. Pan machnął ręką, walnął tekstem, że nie sztuka studiować tylko znaleźć po tym pracę i zakończył zgrabną puentą, że "ja też bym się mógł zapisać nawet teraz". Przytaknęłam dla świętego spokoju i miałam nadzieję szybko założyć słuchawki. Nie zdążyłam. Niestety. Zaoszczędziłoby mi to zdrowia. Pan westchnął i walnął tekstem, którego zdzierżyć nie mogę, niezależnie od tego z czyich pada ust. "A wie Pani, mówią, że za komuny źle było. A ja myślę, że lepiej  było!". Straciłam resztki chęci porozmawiania z tym oto Panem i cieszyłam się, że byliśmy na miejscu. Wszelkie pochwały komunizmu i tamtych czasów mnie przerażają. Nie przeżyłam tego, to prawda, nawet nie "liznęłam". Ale czytam sporo i słucham zasadniczo też nie najgorzej. Słuchałam babci, która opowiadała takie rzeczy, że się w głowie nie mieści. I słucham opowieści taty, którego milicja zwinęła "bo tak". Bieda, żarcie, ubrania, buty na kartki i jeden wózek dziecięcy w sklepie raz na pół roku. Godzina policyjna, pałowanie, "ścieżka zdrowia", propaganda. Tak, faktycznie. To musiał byc mega fun ! A tak poza tym ale w temacie- polecam film zrobiony jako dokument o komunistycznej Polsce w dzisiejszych czssach. Ni cholera nie pamiętam tytułu ale warto. I poczytajcie trochę, zanim się ostatecznie ze mną nie zgodzicie.


niedziela, 19 kwietnia 2015

Siostrzenice na propsie!

Cześć i czołem !

W piątkowe popołudnie odebrałam moje dwie urocze siostrzenice z dworca PKS. Tego tymczasowego, co wiązało się z tym, że zanim je odebrałam musiałam ogarnąć jakieś miejsce na moją krewetę. Po 15 minutach się udało- na płatnym parkingu :D Nieważne. W piątek wyszalałyśmy się w aquaparku i padłyśmy jak muchy grzecznie o 22. W sobotę obejrzałam disney'owskiego Kopciuszka, którego serdecznie polecam. Disney zawsze spoko. A później już tylko jedzeniowe grzechy typu KFC, karty i zgadywanie postaci z bajek. Cofnęłam się 12 lat wstecz i to było cudowne. I walić to, że popłynęłam troszkę z kasą. Nie żałuje absolutnie niczego. A uśmiech i to, że mogę je mieć chociaż co jakiś czas na wyłączność- jest piękne. Po ostatnich wydarzeniach coraz bardziej doecniam proste przyjemności, a cała powierzchowność traci całkowicie znaczenie.










poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Ulica Krótka

Od dwóch dni pogoda nas rozpieszcza. Gołe kostki, tylko jeden długi rękaw i słońce we włosach. Iście poetycko. Zatem jutro pewnie jebnie deszczem. Skąd ten pesymizm ? Otóż jutro rano mam zaplanowaną wizytę na siłowni, a wieczorem praca, więc na bank z nieba poleją się hektolitry wody, jak tylko wyściubie swój zgrabny nos z mieszkania. Ewentualnie jakiś mały huragan, wywracający parasole na druga stronę.Oprócz tego, że od czasu do czasu coś tam mi się udaję i, że generalnie moje życie jednak nie jest ciągłym pasmem niepowodzeń- jestem mniej więcej w 20% frajerką. Zwyczajnie daje się robić ludziom w konia. Jak nie jednemu, to drugiemu. Kurwa, serio. Naiwność na levelu 99. I już nie wiem tylko czy mam z tym walczyć czy do końca zaakceptować. Jeden plus jest tego wszystkiego- dupa jest coraz bardziej twarda.

A propos "mojego" mieszkania. Wszyscy śpią, a ja z nogami na stołku zwyczajnie próbuje przywołać uczucie senności. Narazie bezskutecznie. Ostatnimi czasy, zapomniałam jak bardzo lubię moje nocne posiedzenia. Zaczynając od tego, że wszystkie moje najlepsze referaty, opowiadanie do licealnego rocznika, praca maturalna, a teraz również licencjat powstawały właśnie nocą, aż po fakt, że w nocy wszystko staje się jakieś łatwiejsze i mimo wszystko bardziej przejrzyste. Zatopiona w wysiedzianą już trochę kanapę mam ten komfort, którego tak bardzo brak mi czasem między ludźmi. Oprócz tego, że marzną mi stopy, jest idealnie. Nieustanne brzęczenie pompy, co typowe dla blokowisk przypomina mi mój dom, w którym stawiałam pierwsze kroki. Mieszkałam na blokowisku. Typowym komunistycznym, który wyrósł na Strońskiej polanie wraz z budową nowych zakładów pracy.Nudny budynek z szarych, betonowych płyt, z blaszanym dachem i identycznymi na całym osiedlu, drewnianymi balkonami. Mieszkaliśmy w piątke. Mamcia, Tatko, Siostra, Brat i ja- obsmarkany, najmłodszy berbeć. Przedpokój cały wyłożony piękną jak na tamte czasy boazerią,pod sufitem pawlacz, a na podłodze gumolit (jak wszędzie) i okrągły dywan z wzorem, który przyprawiał o mdłości, gdy się na niego za dużo patrzyło. W "dużym pokoju" czarna meblościanka na wysoki połysk, na niej telewizor, mega nowoczesna wieża stereo!, a na wszystkich półkach oczywiście kryształy. Narożnik z czarnym, a później bladozielonym obiciem. A przed nim królowa polskich salonów- rozkładana i regulowana na wysokość, ława z płytkami. Oczywiście w dalszym ciągu gumolit i czarno- czerwony, owalny dywan z frędzelkami, które namiętnie próbowałam powyrywać. Czasem z wyjątkowo dobrym skutkiem. Swoją drogą lubiłam też obrywać tapetę ze ścian. Właśnie! Wszędzie tapety, a w łazience niebieskie kafelki, nad wanną- regulowane sznurki na pranie. Do tego ciasna kuchnia, z brązową kuchenką "ewą". Pokój mojego rodzeństwa, do którego z biegiem czasu- wstęp miałam tylko raz na jakiś czas. Siostra zaczęła spotykać się z chłopakami, a brat znikał gdzieś wieczorami coraz częściej z słuchawkami na uszach i w biało-granatowym snapbacku na głowie. W głowie mam urywki jak siędzę siostrze na plecach, wcinam śmietankę do kawy w proszku i bawię się długimi, pięknymi włosami siostry. Albo siedząc po turecku wkładam kolejną kasetę do magnetofonu brata i śpiewam po swojemu amerykańskie rapsy. W pisaniu najpiękniejsze jest to, że nigdy nie wiesz dokąd Cię zaprowadzi. Czytając to wszystko jestem w szoku ile szczegółów może zapamiętać mała, blond łepetyna. A ile jeszcze siedzi głęboko w mojej głowie, nawet nie chce sobie wyobrażać.








Wszystkich, którzy umęczeni dotrwali do końca (w co wątpię)- witajcie w moim świecie.