wtorek, 26 sierpnia 2014

Zdycham sobie

Egzystuję. Inaczej nie da się nazwać tego stanu. Po rodzinnej imprezie, na której bawiłam się o niebo lepiej niż w tych wszystkich zatłoczonych klubach (nie wspominając o cholernym dymie papierosowym), została mi choroba. Myślałam, że ból gardła to tylko efekt zimnych drinków i śpiewów. Otóż nie koniecznie. Bo do bólu gardła dołączyło już chyba wszystko co możliwe. I tak tylko z moich codziennych przyjemności pozostała mi herbata, gripex, chusteczka i znienawidzoy spray do nosa. Co z tego, że bez niego bym się udusiła. Co za dureń wymyślił spray, który ma taką moc, że mam wrażenie, że dostaje się do mojego mózgu. Inna sprawa, że mam ochotę napisać list pełen żalu ("bulu i nadziejj"i też), do producentów wszystkich chusteczek. Na cholerę moi drodzy, te cholerne wytłaczane wzorki na wszystkich brzegach chusteczek ? Jeżeli nie po to, żebym miała jeszcze bardziej pozdzierany i czerwony nos- to nie widzę innego powodu. Nie, nie będę już narzekać. Potrzebuję tylko dobrej książki. Bo po tym jak przemyślałam już pół swojego życia leżąc w łóżku- chciałabym wejść w świat książki,w którym będzie zdecydowanie mniej melodramatów i mniej podjętych złych decyzji.
Priorytetem jest to żeby wyleczyć się do wyjazdu. 5 dni !
Szkoda, że nie mogę pochwalić się takim zdrowiem jak w zeszłym roku:




piątek, 22 sierpnia 2014

autumn...?

Zaczynam marznąć. Krótkie spodenki, w które wbijam się jak tylko wchodzę do domu, coraz częściej są zamieniane na długi dres. Gdy wychodzę rano do pracy, kurtka jest elementem niezbędnym. Sandałki zamieniłam na trampki już tydzień temu. Wniosek jest jeden- lato nam się kończy. A ja nie wiem kiedy mi to wszystko zleciało. Został mi tylko tydzień praktyk i tak naprawdę cholernie mi z tym źle. Atmosfera jaką tworzą tam Ci ludzie i to, że znalazła się osoba, która miała chęci mnie czegoś nauczyć sprawiła, że nie mam ochoty wracać na salę wykładową. Milion razy słyszałam, że praktyki trzeba tylko "odbębnić", no i "pewnie będziesz parzyć kawę" na zmianę z "posegregujesz im papiery i tyle". Psikus moi mili. Momentami szczęście się do mnie uśmiecha. Poza tym uważam, że ten okres jest bardzo potrzebny każdemu. To jest jedyna okazja żeby zastanowić się czy naprawdę chcesz w tym siedzieć przez resztę swojego życia. Nie ma chyba nic gorszego niż spełnianie nie swoich ambicji albo studiowanie tylko po to żeby studiować. I smutne jest to, że znam minimum 10 takich osób na moim roku. Żyjemy w kraju, w którym studia nie zapewniają Ci pracy marzeń. Więc jeśli nie chcesz- nie studiuj. Wybrałam tą, a nie inną drogę, bo cholernie lubię wdrażać się w nowe rzeczy i uczyć się ich od podstaw. Przewinął się przez moje życie teatr, gitara. Gdzieś na dni komody leży dyplom z PSM, w liceum w końcu ogarnęłam matematykę, dzięki wspaniałej wychowawczyni. A przez całe dwa miesiące praktyk bawiłam się w spedytora. Nie lubię ludzi, którzy mimo marudzenia tkwią przez całe życie w jednym punkcie. Nie chcesz tak żyć ? Działaj, zmieniaj się, kreuj swój własny świat. U mnie wszystko się zmienia co parę lat. Chciałabym tylko, żeby jedno w tym moim życiu było pewne. LUDZIE. Do których w końcu będę mogła mieć 100% zaufania.

PS. Rodzina mi się znowu powiększyła, witamy na świecie Haniu !

A gdy nam się nudzi, powstają takie durne zdjęcia :









Jutro do domciu,
a do wyjazdu: 9 krótkich dni.... :) 

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

czysta milosc

Uwielbiam dzieci. Zabójcze miny i uśmiech. I ta szczerość w błyszczących, wielkich oczach. Zero fałszywości i ogrom ufności. Tylko po co ? Skoro w dorosłym życiu to naiwne zaufanie okazuję się tylko kulą u nogi. Mam miękkie serce, dlatego z dnia na dzień mam też coraz twardszą dupę. Mimo wszystko uwielbiam spędzać czas z dziećmi i widzieć jak roztaczają wokół siebie wszystko co najlepsze. Momentami przeraża mnie mój instynkt macierzyński i to, że bez żadnego problemu mogłabym już tulić do serducha moje własne maleństwo. Powstrzymuję mnie tylko i wyłącznie zdrowy rozsądek. I tak jeszcze pozostanie dobrych kilka lat.
Weekend spędzony w domu, wśród bardzo starych zdjęć. Moja mama, która jest dla mnie najpiękniejszą kobietą na świecie (wewnętrznie i zewnętrznie) nigdy nie przestanie mnie zachwycać. Uwielbiam to, że jest dla mnie oparciem, potrafi mnie ustawić do pionu, ale jest też dla mnie prawdziwą przyjaciółką. Wie wszystko i jeszcze więcej. Oprócz tego, że chce osiągnąć w życiu jakieś materialne, mało ważne cele, chcę być taką matką jaką moja mama jest dla mnie. Czyli najlepszą na świecie.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

keep calm and do more squats

Właśnie od 45 minut zbieram się do abs i zebrać się nie mogę. Przysiady jak narazie idą prawie idealnie. Nie byłabym sobą gdybym nie zawaliła chociaż jednego dnia. Gdy przyjeżdżam do domu- moje życie przewraca się momentalnie i wszystkie moje postanowienia szlag trafia. Dlatego, mimo, że serce ciągnie mnie tam- rozsądek i wskazówka wagi rozkazuje abym częściej była tutaj. Moje wpisy będą teraz mocno ograniczone i mało wartościowe. Więc dla tych, którzy tego nie mogą przetrawić- zapraszam w połowie września.
Mój parszywy humor ulotnił się, jak tylko wygadałam się mamie. No dobra, Been koniec końców również stanął na wysokości zadania. Swoją drogą zauważyłam, że gdy opowiadam facetowi o swoich babskich "problemach" typu obrabianie dupy, nagle staja się tak błahe, że przestaje się nimi przejmować. I to jest jeden z większych plusów tego, że mam taką możliwość. Takie nawet nieświadome doprowadzenie mnie do porządku. Męski, prosty ale wcale nie banalny punkt widzenia jest mega potrzebny w moim życiu i zawsze będę to powtarzać.


Tak sobie teraz wygląda mój wielgachny tyłek. Z uporem- ale powoli się podnosi. Nigdy nie byłam i nie będę nawet w kilku procentach idealna, ale wygląda to lepiej niż pod koniec lipca. Więc dziewczęta- nie marudzimy tylko bierzemy się do roboty. Do pierwszych wspólnych wakacji : 20 dni !

sobota, 9 sierpnia 2014

be...was...been..

Ostatni czas uświadomił mi jaka jestem cholernie naiwna. I zamiast uczyć się na błędach- dalej naiwnie myślę, że mogę liczyć na innych. Kiedy komuś zaufam, oddaje się w stu procentach. I co ? I głupiutko , w duszy myślę, że ludzie zrobią to samo dla mnie. Dzisiejszy wieczór przyniósł kolejną zadrę, której długo nie zapomnę. "Jakie to uczucie, gdy zawodzi człowiek ?" Okropne. A jakie to uczucie kiedy zawodzą wszyscy po kolei ? Nadejdzie dzień taki jak dzisiaj, że nie będę miała do kogo japy otworzyć. Albo wypłakać się z nerwów. Potrzebuję kogoś tu i teraz. W moich czterech wrzosowych ścianach, w zielonym domu gdzieś na końcu świata. I to takie kurewsko żałosne, że zamiast wypłakiwać żale z całego miesiąca na czyimś ramieniu- robię to na blogu. Stukając w klawiaturę. Dobijcie mnie.
Been i ja. Kiedyś było prościej.


środa, 6 sierpnia 2014

gruby grubas

Dziś coś dla ciała. Stresujący dzień, który muszę jakoś odreagować. Nos może zapamiętać 50 000 różnych zapachów. Mój pamięta sporo, ale najbardziej jeden. Jeszcze z czasów gimnazjalnych czyli jak byłam jeszcze tak naprawdę smarkatą małolatą. I chociaż więcej go sobie wyobrażam niż pamiętam, chyba nie zapomnę tego do końca życia. Tak. Mam fioła na punkcie zapachów. Mogłabym mieć takiego samego fioła na punkcie ćwiczeń. Albo zdrowego jedzenia. Niestety- nie wyszło. Jak do tej pory po raz chyba piąty zaczęłam 30 days squat challenge. I wygląda to tak:


Tak, wiem. Zajebista strzałeczka. Jak do tej pory to idzie zgodnie z planem. Szkoda tylko, że jak zawsze budzę się z ręką w nocniku. Miesiąc do wyjazdu a ja się opamiętałam, że wyglądam jak kupa. Tak bardzo chciałabym, żeby zdrowy tryb życia wszedł mi w krew. A nie żeby były to tylko kilkutygodniowe wyskoki. Po prostu chciałabym lepiej wyglądać, bo dla wiadomości wszystkich obrabiających mi moją wielką dupę- mam lustro i wiem jak wyglądam. Z tym, że wygląd to jedna sprawa, a ocenianie kogoś przez pryzmat jego wyglądu to zupełnie inna sprawa. I nie mówię tu tylko o sobie. Dla takich ludzi- nie mam tolerancji. Podobnie jak dla tych, którzy nie potrafią powiedzieć prawdy prosto w oczy. Dziś w pracy, poziom stresu w moim organizmie sięgnął trochę ponad normę. Kierownik tylko zaklął i wrócił do pracy. Trzeba się przyzwyczaić Kasiu. Tyle. Swoją drogą już się smucę, że zostały mi tylko 3 tyg. praktyk.
A tak z innej beczki, w końcu mam ładowarkę do aparatu. Wczoraj przyszła, a dziś zepsuły mi się słuchawki do telefonu. Nie wmówicie mi, że nie jestem chodzącą kupą pecha ... ;)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

honesty, serio

Czasem w mojej głowie dzieje się tak, że jeden malutki impuls, jakaś błahostka przelewa czarę goryczy zbieraną nawet pół roku. Dzisiaj jedna z nich się przelała. Bo siedzę sama w domu, bo myślę o różnych rzeczach, analizuję rozmowy z poprzedniego weekendu. I stało się. Nie tak dawno pisałam, że staram się być fair. Co nie znaczy, że jestem święta i czekam na beatyfikację. Po prostu, po ludzku się staram. Nie chcę już więcej plątać się w jakieś dziwne sprawy. Bo byłam okropna i plotłam straszne rzeczy. I obiecałam sobie, że zamknę w końcu ten mój niewyparzony dziób i zacznę patrzeć na siebie, dopiero później będę krytykować innych. Szczególnie, że jakieś pół roku temu życie pokazało mi najbardziej fałszywą osobę w moim otoczeniu. I pamiętam jak to wtedy zabolało, do granic możliwości. Szczególnie, że robiłam z siebie idiotkę, starając się być z tą osobą w dobrych relacjach. Powiem więcej- znowu zaczęłam jej ufać. Znowu się nie udało i muszę to sobie powiedzieć prostu w oczy. I nie wiem czy jest sens na siłę się starać dla kogoś, kto permanentnie za plecami wbija Ci w plecy małe ale jakże cholernie bolesne szpile. Nawet mój P. mówił mi żebym na nią uważała, a ja dalej swoje. Bo przecież jak powtarzał mi kiedyś Been- jestem masochistką. Spędziłam dobry miesiąc na przekonywaniu P., że się zmieniła, że teraz będzie dobrze i że na pewno można jej bardziej zaufać. I kurwa znowu się nabrałam. Znowu tak cholernie zadziwiło mnie jak bardzo ludzie potrafią być dwulicowi. I dotarło do mnie z podwójną mocą, że ludzie nie przestaną mnie zadziwiać i zasmucać. I pewnie zaraz jebnę się pod kocyk z jakimś smutnym filmem na laptopie. Żałosne ? Trudno. Przynajmniej jestem prawdziwa.


__I WANT HONESTY__

serio. i jeśli nie jesteś w stanie mi tego dać- wal się.

piątek, 1 sierpnia 2014

awesome summer time

Lubie lato. Słońce i letnie wieczory bez bluz, kurtek i długich spodni. Długie dni i wieczorne grille i ogniska. Brązowe i zielone butelki z bąbelkowym trunkiem. Rześkie poranki.... A teraz z tej idyllicznej wręcz wersji lata, przerzućmy się w naszą rzeczywistość. Miejską rzeczywistość, żeby było ciekawiej i bardziej brutalnie. Rano budzi Cię słońce. Tak, to małe, śliczne, palące niemiłosiernie już od 7 rano cholerstwo.Jego coraz większe wkurwiające promyczki padają Ci prosto na twarz, w okolice oczu oczywiście. Już jest milutko. Kiedy się już dostatecznie obudzisz zdajesz sobie sprawę, że poranek wcale nie jest rześki.W sensie dosłownym zjednałeś się z częściami garderoby w których spałeś. Jeśli wgl w tej duchocie udało Ci się zasnąć. Jeśli śpisz nago- najprawdopodobniej jesteś sklejony z prześcieradłem w najmniej widowiskowym stylu. Po nieodzownym prysznicu i doprowadzeniu swojego poturbowanego i posklejanego ciała do użytku- wychodzisz. Trzeba korzystać z pogody, albo po prostu iść do pracy. Na przystanku okazuje się, że tramwaj z klimatyzacją będzie za 20 minut. Bo przecież mamy we Wrocławiu aż trzy takie linie. Więc wsiadasz w pierwszy jaki podjeżdża na przystanek. Ten z pewnością nie ma klimatyzacji, co da się odczuć przez zapach buchający ze środka. Wykręca Ci nos, oczy zachodzą łzami, jakbyś pokroił w piórka 3 kg cebuli ale chcąc nie chcąc ruszasz w siną dal. Świeżego powietrza zaczerpniętego na przystanku starcza na 20 sekund. Później jest już tylko gorzej. Uda przyklejone do plastikowych siedzeń albo wątpliwie przyjemne wdychanie aromatów spod podniesionych rąk, babcie roztaczające wokół siebie zatęchłą woń naftaliny, widok wżynających się w podstarzałe łydki "rajstopowych" podkolanówek, woń przetrawionego alkoholu wymieszana ze smrodem fajek i irytujące nastolatki pozbawione szkoły jakby otępiałe do reszty. Nie wspomnę o typowo kobiecych przyjemnościach, typu wydawanie 1/3 pieniędzy na maszynki do golenia, jeśli wolisz- możesz torturować się plastrami z woskiem, o zsuwających się stanikach bez ramiączek, i o tych wszystkich budowlańcach, którzy i tak Cię zaczepią choćbyś wyglądała jak Amanda Lepore-nieważne, ważne, że masz odsłonięte nogi.
Ale tak generalnie... to lubię lato :D



Do wyjazdu : 30 dni