środa, 6 sierpnia 2014

gruby grubas

Dziś coś dla ciała. Stresujący dzień, który muszę jakoś odreagować. Nos może zapamiętać 50 000 różnych zapachów. Mój pamięta sporo, ale najbardziej jeden. Jeszcze z czasów gimnazjalnych czyli jak byłam jeszcze tak naprawdę smarkatą małolatą. I chociaż więcej go sobie wyobrażam niż pamiętam, chyba nie zapomnę tego do końca życia. Tak. Mam fioła na punkcie zapachów. Mogłabym mieć takiego samego fioła na punkcie ćwiczeń. Albo zdrowego jedzenia. Niestety- nie wyszło. Jak do tej pory po raz chyba piąty zaczęłam 30 days squat challenge. I wygląda to tak:


Tak, wiem. Zajebista strzałeczka. Jak do tej pory to idzie zgodnie z planem. Szkoda tylko, że jak zawsze budzę się z ręką w nocniku. Miesiąc do wyjazdu a ja się opamiętałam, że wyglądam jak kupa. Tak bardzo chciałabym, żeby zdrowy tryb życia wszedł mi w krew. A nie żeby były to tylko kilkutygodniowe wyskoki. Po prostu chciałabym lepiej wyglądać, bo dla wiadomości wszystkich obrabiających mi moją wielką dupę- mam lustro i wiem jak wyglądam. Z tym, że wygląd to jedna sprawa, a ocenianie kogoś przez pryzmat jego wyglądu to zupełnie inna sprawa. I nie mówię tu tylko o sobie. Dla takich ludzi- nie mam tolerancji. Podobnie jak dla tych, którzy nie potrafią powiedzieć prawdy prosto w oczy. Dziś w pracy, poziom stresu w moim organizmie sięgnął trochę ponad normę. Kierownik tylko zaklął i wrócił do pracy. Trzeba się przyzwyczaić Kasiu. Tyle. Swoją drogą już się smucę, że zostały mi tylko 3 tyg. praktyk.
A tak z innej beczki, w końcu mam ładowarkę do aparatu. Wczoraj przyszła, a dziś zepsuły mi się słuchawki do telefonu. Nie wmówicie mi, że nie jestem chodzącą kupą pecha ... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz