wtorek, 30 września 2014

Guess who...

Siedziałam na brzegu krzesła, tak jakbym bała się, że jak tylko przesunę się o milimetr dalej, zapadnę się w miękką strukturę i moje krótkie nogi nie sięgną podłogi. Poza tym bałam się ruszyć, bałam się spłoszyć tą chwilę. Zdawało mi się, że nawet mój oddech może wszystko zburzyć, dlatego wstrzymywałam go jak najdłużej. Co w efekcie przysporzyło mi kolejną dawkę zawrotów głowy, odbierających mi resztkę zdrowego rozsądku. Siedziałam jak spłoszone zwierzę, wpatrujące się w oprawce, który zaraz miał strzelić. Tylko, że On nie miał broni w zwyczajnym tego słowa znaczeniu. Miał oczy. Duże i jakby trochę smutne. Nigdy nie miękły mi nogi na widok mięśni, grubego portfela i drogiego zegarka. Tylko spojrzenie tak na mnie działa. I uśmiech spod smutnych oczu, zapadający w pamięć na długie miesiące. Nie wiem czy kocha się raz. Jeśli tak, to czym było moje pierwsze niewinne uczucie ? Jeśli nie, to skąd pewność, że teraz kocham naprawdę ? Niepewność, którą miałam zaszczepioną w sercu od dziecka, teraz triumfowała z nową siłą. Siedziałam naprzeciw Niego i powoli wracały mi zmysły. Endorfiny opuszczały moje ciało wraz z nadzieją na spokojną noc. Chciałam wyjść jak najszybciej. I chciałam zostać jak najdłużej.


niedziela, 14 września 2014

I survived Kavos !

Wróciłam. I jak dotąd- nie wiem od czego zacząć mój wywód o wakacjach. Kiedy wjeżdżaliśmy autokarem do zajebiście zachmurzonych Włoch podłamałam się i byłam pewna, że cały wyjazd upłynie mi pod deszczową chmurką. Ale nie. Kiedy po bitych dwóch dobach podróży- najpierw autokarem, a później promem jednym i drugim- postawiłam swoje zmęczone nogi na wyspie Korfu, wszystko mi przeszło. Uderzyło nas gorące, śródziemnomorskie powietrze przesiąknięte zapachem drzewek oliwnych. Coś pięknego dla mnie, kochającej oliwki we wszelkiej postaci. Byłam w końcu w Grecji ! W dodatku obok mnie stał P., trzymając mnie za rękę, wdychał razem ze mną to powietrze i tak jak ja-nie wierzył, że po ponad 4 latach związku udało nam się wyjechać na wspólne wakacje. Tylko, że nie do końca wiedzieliśmy gdzie jesteśmy :D Oprócz urokliwych greckich tawern, uliczek i kojącego szumu Morza Jońskiego, szybko musieliśmy przestawić się na nieco inny tryb życia. Wiedziałam, że wyjazd ze Student Travel wiążę się z imprezami i bardzo fajnie. Ale miasto Kavos to wieczna, codzienna impreza. Jeśli ktoś nie wierzy polecam parę odcinków "What happens in Kavos". My doświadczyliśmy tego w wersji light, bo poza sezonem. Mimo tego- brytyjczycy wszędzie, english breakfast dostaniesz na każdym rogu i wszelkie udogodnienia dla rozpuszczonej, nie znającej hamulców młodzieży z UK. Od 1 w nocy Kavos zamieniało się w wielki klub. W dzień wracało do spokojnej, przystępniejszej formy. Wśród english breakfast udało nam się znaleźć typowo greckich dań: wyśmienitej mousaki, świetnej jagnięciny i kalmarów, co do których miałam sporo wątpliwości. Nie jestem w stanie opisać tego wszystkiego w jednym poście. I myślę, że trochę zajmie mi dojście do siebie :)