wtorek, 30 września 2014

Guess who...

Siedziałam na brzegu krzesła, tak jakbym bała się, że jak tylko przesunę się o milimetr dalej, zapadnę się w miękką strukturę i moje krótkie nogi nie sięgną podłogi. Poza tym bałam się ruszyć, bałam się spłoszyć tą chwilę. Zdawało mi się, że nawet mój oddech może wszystko zburzyć, dlatego wstrzymywałam go jak najdłużej. Co w efekcie przysporzyło mi kolejną dawkę zawrotów głowy, odbierających mi resztkę zdrowego rozsądku. Siedziałam jak spłoszone zwierzę, wpatrujące się w oprawce, który zaraz miał strzelić. Tylko, że On nie miał broni w zwyczajnym tego słowa znaczeniu. Miał oczy. Duże i jakby trochę smutne. Nigdy nie miękły mi nogi na widok mięśni, grubego portfela i drogiego zegarka. Tylko spojrzenie tak na mnie działa. I uśmiech spod smutnych oczu, zapadający w pamięć na długie miesiące. Nie wiem czy kocha się raz. Jeśli tak, to czym było moje pierwsze niewinne uczucie ? Jeśli nie, to skąd pewność, że teraz kocham naprawdę ? Niepewność, którą miałam zaszczepioną w sercu od dziecka, teraz triumfowała z nową siłą. Siedziałam naprzeciw Niego i powoli wracały mi zmysły. Endorfiny opuszczały moje ciało wraz z nadzieją na spokojną noc. Chciałam wyjść jak najszybciej. I chciałam zostać jak najdłużej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz