piątek, 23 maja 2014

Chodzcie sie przytulic !



Mimo tej rażącej w moje psie oczy pikselozy, przekaz jest chyba jasny. I tego się trzymam. Swoją drogą przytulanie pełni bardzo ważną rolę w moim życiu. Powiedziałabym nawet, że ten do którego się jeszcze nigdy nie przytuliłam nie jest do końca zaakceptowany w moim specyficznym otoczeniu. Albo może inaczej- nie jest do końca rozpoznany przeze mnie i jeszcze muszę trzymać go na dystans. To dotyczy wszystkich płci. Nie piszę, że dwóch płci, bo teraz to już kurwa nic nie wiadomo. I nie uważam, żeby pytanie się dzieci w przedszkolu czy chcą zostać chłopcem czy dziewczynką było normalnym zachowaniem. Ale nie nie nie... Nie będziesz się Kasia pakować w takie tematy, bo Ci żyłka na czole pęknie z wysiłku i nic dobrego z tego nie wyniknie. Temat rzeka na dłuższą dyskusję. Albo monolog, bo raczej nie mam z kim dyskutować. Dalej jest dobrze. Ostatnie dni w pracy nie przynoszą nic innego jak tylko zapierdziel z uwagi na to, że są urodziny mojej pięknej firmy. Rabaty, zniżki i gratisy i gradobicie pytań od co drugiej klientki. Tak. Celowo napisałam KLIENTKI, ponieważ o dziwo facetom przychodzi łatwiej zrozumieć plakat " 30 % rabatu na wszystko ". Wróciłam do domu i dalej się zastanawiam czego mogły moje drogie Panie nie zrozumieć. Chyba się już nie dowiem. Nie dowiem się też pewnie skąd u mnie tyle zdolności. Na przykład wczoraj odkryłam swoją zdolność na popadanie w przeziębienie kiedy temperatura sięga trzydziestu stopni. Obudziłam się z bólem gardła, a dzisiaj już bierze mnie wszystko po kolei. No nic. Chusteczki w dłoń i lecę z nauką. Bo to jedyny luźniejszy dzień w przeciągu następnych pięciu. Oby do poniedziałku i wtorku. Później już z górki. I niechaj tak się stanie !

środa, 21 maja 2014

Z palcem w nosie !

O losie ! Nie spodziewałam się, że napiszę to w ciągu tego tygodnia ale jest DOBRZE. Tak dobrze, że to słowo zasługuję na CapsLock bezwzględnie. Nie wygrałam miliona ale po moim okresie ciągłego marudzenia, zaczęłam cieszyć się z dużo mniejszych rzeczy. Jedno lab już zaliczone na PIĘĆ, a dzisiejszy egzamin zakończony dobrą, poczciwą CZWÓRKĄ. W końcu wyszło słońce i mimo, że jak zwykle będę miała milion oporów żeby założyć krótkie spodenki, to genialnie zadziałało na mój humor. Opalanie przez drzwi balkonowe też zawsze na propsie. I mimo tego, że jutro zaczynam sześciodniowy maraton w sklepie kończący moją pracę i zostanie mi ograniczony czas na naukę, to głowa do góry i dam radę. Z palcem w nosie. Temperatury powyżej 20 stopni i uśmiech robią dobrą robotę. I niechaj tak zostanie. Amen.

Z moich codziennych przemyśleń ostatnio na czołowe miejsce wysunęły się przemyślenia o księżach. Ażeby ukrócić wszelkie dyskusje od razu napiszę, że jestem wierząca, dość często praktykująca, mimo, że ojcowie kościoła coraz skuteczniej starają się obrzydzić mi moją wiarę. Siedząc w ławce na pierwszej komunii mojego bratanka i słuchając kazania proboszcza z mojej miejscowości nie byłam w stanie się nie wkurwić. Nawet w tak wyczekanym i dość ważnym dla dzieciaków dniu potrafił tylko marudzić. Chcąc nie chcąc wyłączyłam połączenie z otaczającym mnie światem i nasunęło mi się kilka pytań. Często retorycznych. Po pierwsze (i najbardziej mnie absorbująca kwestia): Jakim prawem gość, który rzekomo nie miał żony, nie żyję w związku z żadną kobietą i nie wychowuję dzieci ma mówić innym jak mają prowadzić swoje życie rodzinne ? Co innego prawdy zawarte w Biblii, chociaż dość archaiczne i ciężkie do przełożenia na nasze czasy. Ale jednak co innego. Po drugie: Nie rozumiem, nie zrozumiem i chyba już nawet nie chce zrozumieć dlaczego grupa przełożonych mojej wiary uzgodniła między sobą i zawarła w jednych z przykazań, że MAMY (tak, to polecenie) im coś dawać. O ile pamiętam, jałmużna w swojej istocie miała być aktem dobrowolnym. Ale co ja tam wiem... Nie wgłębiając się w delikatniejsze sprawy jestem jednym z przykładów człowieka, który bardzo by chciał ale nie jest w stanie wytrzymać plucia, bełkotu i oskarżeń padających z ambony. Patrząc z drugiej strony: ateiści np. bardzo chętnie wypowiadają się w sprawach wyżej wymienionych i innych. Ale jak już zapytać kilku z nich na cholerę idą do kościoła z koszyczkiem w Wielką Sobotę,dlaczego chrzczą swoje dzieci i po co im ślub kościelny skoro to wszystko bzdury- to już jest tradycja i tak już jest. Trochę się "wygadałam".

A dziś czuję się tak:


poniedziałek, 19 maja 2014

Dobra znajoma

"To moja dobra, nieodłączna znajoma- autodestrukcja"

I kurde, ile jest w tym zdaniu racji to chyba tylko ja wiem. Wstałam dużo za wcześnie, na dodatek lewą (dalej zastanawiam się czemu lewa noga zawsze musi być tą gorszą) nogą, patrząc w zachmurzone nieustannie niebo. Zwlekłam się z łóżka prosto przed komputer, a jak ! Widzę przez okno jak jakiś burak z Poznania zaparkował tak, że zastawił wjazd do garaży. A teraz kolejny przechodzień podniósł mu wycieraczkę w geście milczącego sprzeciwu. Jest zimno, mokro, pracuję dziś i jutro, a w środę mam pierwszy egzamin. Dzień dobry we Wrocławiu! To nie będzie dobry dzień. To nawet nie będzie dobry tydzień. Podejrzewam, że maj nie jest dobrym miesiącem w ogóle. Dobrze było od czwartku do niedzieli, kiedy 3/4 mojego świata otaczały małe rączki, dziecięcy śmiech i poranne kawy z mamą. Jedyne, czego zabrakło to grill przez tą zajebiście okropną pogodę. Tu jest jakoś gorzej. Tęsknie za tym okresem, kiedy wraz ze słowem "cześć" pojawiał się uśmiech, a nie patrzenie w ziemię. Cholera. Sama jestem sobie winna. I czas sobie to w końcu powiedzieć. Wydaję mi się, że moja osobowość nie potrafi poradzić sobie z innymi. I tych mniej odpornych po prostu odrzuca. Kiedyś było tak cholernie łatwo. Pisząc "kiedyś" mam na myśli czas, jak chodziliśmy z gilem pod nosem i nam to nie przeszkadzało. Do początku przyjaźni wystarczyło "cześć" i pożyczenie zabawki w piaskownicy. Do tego, żeby ktoś został moim chłopakiem, potrzebna była tylko moja chęć. Chłopak miał po prostu pecha, że mi się spodobał. Tak sobie myślę, że w sumie teraz jest ze mną podobnie. W sensie, że ma pecha. Do niewinnego całusa wystarczyło 5 minut znajomości. I nie tyle, co zależy mi na całowaniu kogoś po kilku minutach od poznania, tylko bardziej na uproszczeniu sobie życia. Im jesteśmy starsi, coraz bardziej komplikujemy sobie nawet najbardziej błahe sprawy. Męczy mnie to. Tym optymistycznym akcentem, życzę Wam żebyście marudzili mniej ode mnie i życzę Wam lepszego tygodnia !

a tak wgl... to tak wygląda całus po 5 minutach znajomości




wtorek, 13 maja 2014

Bez spiny, sa drugie terminy....

Zdecydowałam, że pracować będę tylko do końca maja, żeby w czerwcu przysiąść do egzaminów. Serio chcę się na tym mega skupić. Ambicje wielkie, jak stąd do mojego Stronia, a stypendium przydałoby się bardzo. A poza tym wizja nauki tylko po nocach jak podczas ostatniej sesji- jakoś mi się nie podoba. Może dlatego, że ostatnio wypłukałam sobie cały magnez i wszelkie witaminy z organizmu czarną parzoną kawą i energetykami i po wszystkim wyglądałam jak kupa ? Może. Kierowniczka poinformowana, wypowiedzenie już napisane (w przeciwieństwie do referatu na prawo). I chuj mnie jasny dzisiaj strzelił, kiedy dowiedziałam się, że już trzy egzaminy planowane są na dwa ostatnie tygodnie maja. Próbowałam napisać poprzednie zdanie bez wulgaryzmów ale nie oddało to emocji jakie w sobie mam. Swoją drogą to ciekawe, że w większości przypadków przeklinam raczej tylko wtedy, kiedy piszę. Potrzebuję się wykrzyczeć. Ewentualnie zedrzeć paznokcie na strunach. I gdyby nie było nikogo w mieszkaniu, gitara już by mi się paliła w rękach. I co mi po tym wolnym czerwcu? Ja naprawdę jestem jednym wielkim, brzydkim i tłustym dzieckiem nieszczęścia. Taaaki wieeeelki smuuutek. Na jutrzejszy jakże ciekawy dzień pełen socjologii i prawa potrzebuję nowej książki, której nie mam. Musi mi wystarczyć artykuł w tsl biznes i myśl, że w czwartek rano tankuję za całe 40 zł i uciekam do mojego azylu. Najlepiej wydane pieniążki. 
Czemu się przejmuję, skoro nikt inny tego nie robi ? Fuck.

mordy, mordeczki. czyli google robi dobre gify. 




piątek, 9 maja 2014

No i co zrobisz jak nic nie zrobisz...

Mam dość. Naprawdę mam dość. Tak bez wielkiej przesady, tak dobitnie i tak bardzo nieprzeciętnie- dość.  Bo było za słodko, za dobrze i tak żeby każdy z was wiedział, że muszę tak raz na jakiś czas. Dość tego konsumenckiego społeczeństwa i tego, że non stop pojawiają się na mojej drodze coraz nowsze wydatki. Co za tym idzie kolejny rok z rzędu będę musiała pożegnać się z marzeniem o jakimkolwiek wyjeździe (chociaż jeszcze tlą się we mnie ostatki nadziei). Dość ludzi, którzy bezczelnie wykorzystują dobroć mojego taty i tworzą sobie długi po kilka stów. Bo przecież MY MAMY pieniądze. Może mieliśmy. Rozumiecie ? Czas przeszły. Biedronka, dino, eko, sreko- i tym sposobem jest coraz gorzej ze sklepem taty. Wiem, że jestem subiektywna. Wiem, że patrzę na to tylko z jednej strony. Ale jak w niedzielę przed 12 zabraknie makaronu do rosołu, albo wina na dobitkę, albo wódki na imprezie to wtedy "jak dobrze, że mamy tu ten sklep". Nieważne. Mam dość tej cholernej presji. Bo muszę odpuścić na chwilę pracę, a nie chce brać więcej pieniędzy od rodziców. Mam dość szukania praktyk albo czegoś dorywczo. I tego, że jak je znajdę na bank będą bezpłatne. Mam dość tego, że wszystko wygląda tak różowo tylko na moim profilowym, na fejsie. Albo jeszcze lepiej - jak na przerobionym przez niezwykle artystyczny filtr zdjęciu instagramowym.  Przestanę się oszukiwać, bo i po co ?. Kilka dni temu wywaliłam pół szafy na środek pokoju. Sprzedaję za duże łachy i te, które nie wierzę, że kiedykolwiek mogły mi się podobać. Może starczy mi na trampki. I do kurwy nędzy, nie muszą to być conversy. I że niby jestem taka eko ? Bzdura, to naprawdę tylko dla tych trampek. Mam dość mojej uczelni, gdzie miesiąc w miesiąc kolejne dziesiątki osób pakują w nią czesne po 600 i 480 zł, a w chłodniejsze dni wszyscy telepią się z zimna. Bo średnia temperatura w większości pomieszczeń (nie wspominając o korytarzach) nie sięga nawet dolnej granicy temperatury pokojowej. Chce mieć 7 lat, odrabiać lekcje przy zielonym stole w kuchni, przy oknie i grzejniku. Albo 5 lat i chodzić do pokoju siostry i jeść z nią śmietankę do kawy. Łyżeczką, prosto z opakowania. Coraz częściej marznę. Coraz częściej szukam tego wzroku. I znowu się zastanawiam ile czasu jeszcze mogą powtarzać się te same sny. Wzywam do powrotu moje opanowanie i wewnętrzny spokój. Błagam !

Na wyzwolenie spokoju- wspominki licealnych sesji
fot. Kamila Czarnecka