środa, 21 maja 2014

Z palcem w nosie !

O losie ! Nie spodziewałam się, że napiszę to w ciągu tego tygodnia ale jest DOBRZE. Tak dobrze, że to słowo zasługuję na CapsLock bezwzględnie. Nie wygrałam miliona ale po moim okresie ciągłego marudzenia, zaczęłam cieszyć się z dużo mniejszych rzeczy. Jedno lab już zaliczone na PIĘĆ, a dzisiejszy egzamin zakończony dobrą, poczciwą CZWÓRKĄ. W końcu wyszło słońce i mimo, że jak zwykle będę miała milion oporów żeby założyć krótkie spodenki, to genialnie zadziałało na mój humor. Opalanie przez drzwi balkonowe też zawsze na propsie. I mimo tego, że jutro zaczynam sześciodniowy maraton w sklepie kończący moją pracę i zostanie mi ograniczony czas na naukę, to głowa do góry i dam radę. Z palcem w nosie. Temperatury powyżej 20 stopni i uśmiech robią dobrą robotę. I niechaj tak zostanie. Amen.

Z moich codziennych przemyśleń ostatnio na czołowe miejsce wysunęły się przemyślenia o księżach. Ażeby ukrócić wszelkie dyskusje od razu napiszę, że jestem wierząca, dość często praktykująca, mimo, że ojcowie kościoła coraz skuteczniej starają się obrzydzić mi moją wiarę. Siedząc w ławce na pierwszej komunii mojego bratanka i słuchając kazania proboszcza z mojej miejscowości nie byłam w stanie się nie wkurwić. Nawet w tak wyczekanym i dość ważnym dla dzieciaków dniu potrafił tylko marudzić. Chcąc nie chcąc wyłączyłam połączenie z otaczającym mnie światem i nasunęło mi się kilka pytań. Często retorycznych. Po pierwsze (i najbardziej mnie absorbująca kwestia): Jakim prawem gość, który rzekomo nie miał żony, nie żyję w związku z żadną kobietą i nie wychowuję dzieci ma mówić innym jak mają prowadzić swoje życie rodzinne ? Co innego prawdy zawarte w Biblii, chociaż dość archaiczne i ciężkie do przełożenia na nasze czasy. Ale jednak co innego. Po drugie: Nie rozumiem, nie zrozumiem i chyba już nawet nie chce zrozumieć dlaczego grupa przełożonych mojej wiary uzgodniła między sobą i zawarła w jednych z przykazań, że MAMY (tak, to polecenie) im coś dawać. O ile pamiętam, jałmużna w swojej istocie miała być aktem dobrowolnym. Ale co ja tam wiem... Nie wgłębiając się w delikatniejsze sprawy jestem jednym z przykładów człowieka, który bardzo by chciał ale nie jest w stanie wytrzymać plucia, bełkotu i oskarżeń padających z ambony. Patrząc z drugiej strony: ateiści np. bardzo chętnie wypowiadają się w sprawach wyżej wymienionych i innych. Ale jak już zapytać kilku z nich na cholerę idą do kościoła z koszyczkiem w Wielką Sobotę,dlaczego chrzczą swoje dzieci i po co im ślub kościelny skoro to wszystko bzdury- to już jest tradycja i tak już jest. Trochę się "wygadałam".

A dziś czuję się tak:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz