wtorek, 17 marca 2015

Rise of the Sun.... memories?

Bywa różnie. Bardzo różnie. Jednego dnia jestem maksymalnie zadowolona ze swojego życia. Np ostatni weekend. Całe dwa dni w domu. Biegające kochane dzieciaki, rodzice, tradycyjne niedzielne "nicnierobienie". Drugiego- mam ochotę zapaść się pod ziemię, przygnieciona ciężkim piżmem średnio fajnych uczuć. Dziś jest ten drugi. Ale zafunduje sobie mała sesję automasochizmu. Nie ukrywam czym natchniona...Może i nie wyglądam ale czasem mam niewyparzoną gębę. Moja mama wie o tym najlepiej i z resztą nie od dziś. Czasem mówię za dużo, czasem za mało, za ostro, a czasem zupełnie nie powinnam wypowiadać się na dany temat. Ale niestety albo i stety tak już mam. Jednego tylko nie jestem w stanie przełknąć. Ale o tym zaraz. Od 18-stki życie dość ostro uczy mnie, że trzeba doceniać ludzi. Oprócz tych delikatniejszych lekcji, nie omijają mnie też te ostateczne. Których odwrócić się nie da. Trzeba je w sobie po prostu przeżyć. Najpierw straciłam chrzestnego, a niedawno- ukochaną Babcie. I nie piszę tego po to, żeby ktoś mi współczuł. Z resztą w sumie nie łudzę się już często na ludzkie uczucia. Te gorzkie lekcje uczą najostrzej, najboleśniej i cholernie mocno godzą w serce ale są też najskuteczniejsze. Nie da się ukryć. Mam wady. Cholernie dużo. Ale jednego nie dam sobie wmówić. Bo gdy tak dobitnie nauczysz się, że nie wolno lekceważyć żadnego człowieka, który był blisko, nieważne ile, w jaki sposób- tego błędu już nie popełnisz. Mi potrzeba było czasu żeby do tego dojść- to prawda. Szkoda, bo przez moją głupotę musiało upłynąć trochę czasu, przelało się trochę łez i zerwało kilka więzi. Ale tak już musi być. Bo przecież uczymy się na błędach. A ja- uczyć się nie przestaje.






Ma ktoś doświadczenie ze skokami w firmie DreamJump? 
Bardzo chciałabym spróbować, a nie wiem czy warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz