wtorek, 3 czerwca 2014

Pyza na polskich drogach

Oprócz tego, że moje życie straciło 50 % sensu, bo mój aparat ostatecznie wyzionął ducha- to jestem dość szczęśliwa obecnie. Okres przedwakacyjny to świetny moment żeby nie mieć aparatu. I oczywiście teraz kiedy mam czas na zrealizowanie moich wszystkich zaległych pomysłów. Kurwa. No nic. Teraz opowieść z cyklu "Pyza na polskich dróżkach". Spakowałam się w moją małą czarną walizeczkę. Małą czarną walizeczkę wpakowałam do trochę większej krewetkowej micry i ruszyłam DO DOMU! Nie minęło 15 minut, czyli byłam gdzieś za obwodnicą kiedy usłyszałam złowrogie stukanie i trzeszczenie w bliżej nieokreślonym miejscu, w moim małym samochodzie. Myślę sobie- pięknie! Zaraz mi coś odleci, spowoduje wypadek i umrę (co nie jest dużą stratą dla ludzkości). Albo co gorsza, będę musiała zatrzymać się na poboczu, chodzić wkoło samochodu, zajrzeć pod maskę i udawać, że wiem co robię. Choć tak naprawdę wszystko co robię w moim samochodzie to sprzątanie go i wlewanie płynu do spryskiwaczy. Całe szczęście, że to auto całkowicie nie awaryjne, bo nie wiem co bym zrobiła przy częstych problemach. Mimo tego, że jest młodszy ode mnie tylko o 5 lat, zawodzi mnie tylko zimą, gdy za mało się nim zajmuje. Ale któż jest idealny ? Niestety mimo udawania, że nic strasznego się nie dzieje- tajemnicze dźwięki nie ustały. Chyba, że przyśpieszałam, wtedy ta tajemnicza część chyba się po prostu unosiła nie powodując hałasu. Było dobrze aż do malowniczego Kłodzka i do malowniczych dziurawych dróg w tymże miasteczku. Do tego stopnia, że musiałam zatrzymać się na dworcowym parkingu. Wysiadam, klękam, patrzę- no tak. COŚ wisi. Diagnoza brzmiąca dość fachowo- wiem. I mimo zlokalizowania źródła hałasu cóż tak naprawdę mogłam zrobić. Pozostała tylko jedna opcja- telefon do przyjaciela chciałoby się rzec. Nie tym razem. Mój kochany Tatko (który mimo zawodu o nazwie "teleradio mechanik" zna się na wszystkim po trochę) oświecił mnie, że prawdopodobnie zwisa mi obudowa silnika i mam jechać dalej. Liczył na to, że dowiozę tę część do Stronia. Niestety musiałam zgubić ją gdzieś za Żelaznem, bo na miejscu już nic nie wisiało. W każdym bądź razie dojechałam i żyję czy tego chcecie czy nie :)

 Blond z nowiutkim, żyjącym jeszcze aparatem ... :(

A to mój osobisty, kochany teleradiomechanik w luźniejszej wersji . 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz