wtorek, 10 lutego 2015

Fifty shades of... ME!


Generalnie nie rozumiem całego tego spuszczania się nad "Pięćdziesięcioma twarzami Greya". Fanką "Zmierzchu" też nie byłam i już nie zostanę mimo, że zmusiłam się do obejrzenia filmów. Harry Potter rządzi, koniec, kropka. Ale wróćmy do książkowego Pana Greya, który spowodował u polek więcej orgazmów podczas wieczoru z książką, niż statystyczny polak przez całe swoje życie. Kiedy minęło trochę czasu od wydania książki, zrobił się chwilowy spokój po ogólnym zachwycie nad tym "dziełem". Nadchodzi 14 luty, dzień psychicznie chorych (nie żartuje) i tym samym premiera filmu opartego na tej książce. Nie chce uprzedzać faktów, ale mam wrażenie że tysiące ludzi wybierze się ze swoimi ukochanymi do kina na pornola. Tylko ładnie, puchato i po mistrzowsku  ubranego w kiepskiej jakości historyjkę i przeplatane gdzie nie gdzie czułe słówka. Kiedy ja sięgnęłam po książkę, byłam pełna nadziei. Na każdym kroku jakaś dziewczyna mówiła, że "warto","no świetna" i, że ogólnie "musisz przeczytać". Uległam. I jakież było moje rozczarowanie. A rozczarowywać się nie lubię więc jedno spowodowało wkurwienie, że muszę szukać nowej książki jeszcze raz. Na początku myślę sobie- okej, erotyk. Jesteś dużą dziewczynką i co nieco już wiesz o tych sprawach. Powstrzymaj gówniarskie parsknięcia, rumieńce, przymknij oko i czytaj. Tyle, że z każdą kolejną stroną rozczarowywałam się coraz bardziej. Nie czytałam książki z zabarwieniem erotycznym. Ale książkową wersję filmu erotycznego przeplatany raz na jakiś czas zwykłymi wydarzeniami. O gustach się nie dyskutuje, ale mam wrażenie, że ta książka to najzwyczajniej w świecie ucieczka od nudnego życia. I to niekoniecznie seksualnego. Tak ogólnie. I jeśli ktoś lubi taką formę oderwania się od rzeczywistości- okej. Przykro mi tylko podwójnie, że nie potrafię docenić kunsztu literackiego autorki, bo przecież tyle osób mylić się nie może. Widocznie jestem wybrakowana. SORRY BARDZO. Nie pierwszy raz.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz