czwartek, 13 marca 2014

Kartagina







I tak  π razy drzwi wygląda moje życie w ostatnich tygodniach. Staram się nie stresować. Uśmiechać gdy już opadają nie tylko ręce ale i cycki. I nie wdawać się w żadne zawiłe sprawy wszelkiego rodzaju. W czym jestem mistrzem oczywiście. Uczę się ładnie. Robię projekciki i prezentacje i jest grzecznie do porzygu. W najgorszym tego słowa znaczeniu. Niby fajnie, a jednak czegoś brakuję. Od 2 lat wybieram się na Prater i dojechać kurwa nie mogę. Przysięgam, że na te wakacje w końcu pojadę uzupełnić baterię właśnie tam. Pomijając moje wielkie plany na przyszłość- na głowie mam jedną wielką kupę ale muszę poczekać z jakimikolwiek zabiegami związanymi z moją czupryną, bo nie długo mogę być szczęśliwą posiadaczką pięciu włosów na czubku łba. No nie zapominajmy oczywiście, że zbliża się mała popijawa w rodzinnych stronach (urodzinowa w dodatku!) więc co na to mój organizm? Właśnie w tym momencie powoli zbiera się do chorowania ażeby jutro albo w sobotę rano, dać o sobie znać z hukiem. Żebym się za dobrze nie czuła. Tak na wszelki wypadek. No ale nic. Wpieprzam rutinoscorbin, piję herbatę z cudownie uleczającą nalewką i liczę na cud. Do spania dzisiaj ewidentnie dresik czyli część wspólna każdej mojej choroby. Od kataru po rekonstrukcję bębenka słuchowego. Tak generalnie to jestem tu gdzie chciałam być kilka postów temu. Mam swoje łóżko i wszystkie graty niezmiennie na miejscu. Pięknego widoku dopełniają tylko moje ubrania poprzewracane w walizce. Lubię jak te kilka metrów kwadratowych odżywa razem ze mną. Chwilowo jest mi dobrze. Psychicznie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz