czwartek, 6 marca 2014

What a wonderful world

Siedzę i mimo, że kupiłam sobie jabłko to wcinam prince polo, w dodatku XXL, piję herbatę z niezbędną cytryną. Na ryju mam białą maź zwaną maseczką i głęboko wierzę w to, że to coś pomoże mojej aparycji. Biorąc pod uwagę to, że dziś zamierzam wyjść do ludzi- przydałoby się. Pewnie nie pomoże i znów wyrzuciłam w błoto 9 zł za saszetkę z tym gównem. Kiwnąć palcem mi się nie chce więc na obiad zjem pierogi, które jeszcze wciąż tkwią w zamrażarce. Zginęłabym bez tej mojej Mamy. Albo schudła. Chociaż nie. Za bardzo lubię KFC. Telewizor w salonie bezczelnie i w kółko napierdala "hitami", których tak naprawdę mam już powyżej uszu ale nie mam w sobie na tyle siły by go wyłączyć. Zrobi się cicho i zacznę myśleć intensywniej, głębiej i znów wymyślę jakiś problem. I mimo wszystko dziś czuje się wyjątkowo dobrze. Nie muszę robić nic. Oprócz zewnętrznych zabiegów mających doprowadzić moje ciało do ładu mam na wszystko optymistycznie wyjebane ! Na to, że nie jestem idealna i nigdy nie będę, na spojrzenia pełne wyrzutów do mojej osoby bo zawsze się takie znajdą. Na moją wielką dupę i na Twoje zachowanie, na wasze górnolotne idee i opinie o świecie, specjaliści od wszystkiego. Na to, że czujesz się lepsza/lepszy ode mnie, na ogłupiające społeczeństwo media i na tych, którzy chcąc być tak otwarci na świat jak się tylko da- zamykają się dla najbliższych. Na to, że żyję w tym kraju, który nie potrafiąc pomóc sobie- pomaga innym. Na to co się dzieję z noworodkami w Chinach. I na to, że gdzieś tam na świecie 7-letnie dziewczynki wychodzą za mąż za obrzydliwych, zboczonych staruchów z wypaczonymi przez religie mózgami. Na brak dystansu w przypadku inności. Na to jak bardzo i jak często zawodzili mnie ludzie, którym ufałam całą sobą. I jak tak naprawdę odrzucę od siebie ten cały syf, przestanę myśleć o tym co się dzieję za ścianą/za granicą/za oceanem to można by powiedzieć, że to wspaniały świat....

śpiewać każdy może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz