piątek, 7 marca 2014

Student nie pije

"Zanosi się na niezłą historię. Rozsiadamy się wygodnie. Kawa, cola, chipsy dla Rejczel, Chirico i Krystiana, dla mnie tylko ukradkiem; marchewka, por i seler naciowy nie wiadomo dla kogo, bo Chuda tylko udaję, że je. Wódeczka z zamrażalnika dla kapitana i dla mnie. Obaj wyrażamy żal z powodu braku śledzika. Student nie pije, bo szkoda mu każdej szarej komórki. Zaczynamy."

fragment książki "Noc żywych Żydów" Igora Ostachowicza
Polecam !

To był dzień z gatunku tych, które chce się jak najszybciej przeżyć i walnąć się w poduchę. Mój cudowny dzień rozpoczęłam od zastanawiania się czy bardziej boli mnie głowa czy bardziej chce mi się rzygać. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam tak potężnego kaca i to po naprawdę małej ilości alkoholu. Przeklęte fresco. Zachciało mi się udawać mega kobiecą i zamiast jak zawsze napić się piwa wypiłam słodkie wino. Butelka tego znienawidzonego już trunku i do klubu wparowałam już w dość dobrym humorze. Ale nie o tym dzisiaj. Jak już zdecydowałam się najpierw zająć moją napierdalającą przeokropnie głową i wzięłam tabletkę- mój żołądek stwierdził, że nie ma ochoty na przyjmowanie czegokolwiek do swego wnętrza. Zabawne. Jedyną rzeczą, która zawsze przyjmuje się w takich chwilach jest niezastąpiony vifon. Koniecznie czerwony vifon. Nie licząc kfc, ale to było jeszcze w stanie upojenia. Po 2 godzinach jęczenia i stękania do P. stanęłam w końcu na nogi. Lekko trzęsące się ale zawsze coś. Noga za nogą i dotarłam do łazienki. Swoją drogą zawsze ciekawie dobieram garderobę do spania, pod wpływem oczywiście. Bywało, że spałam w staniku i spodenkach od piżamy, albo w koszulce z samego dna szafy, bo sobie ujebałam, że chce w niej spać i koniec. Nago spać nie lubię, bo mi marznie tyłek. I jak zawsze w takie poranki gdy zobaczę się w lustrze myślę o jednej rzeczy. "Mam nadzieję, że nie wyglądałam tak pod koniec imprezy". A jeśli tak- podziwiam ochotników, którzy mimo tego się ze mną bawili. Moja twarz to zbiór tego czego żaden facet nie chciał by zobaczyć obok siebie, w swoim łóżku po imprezie. Nie przesadzam w żadnym wypadku. I jeśli ktoś był kiedykolwiek w pracy na takim cudnym kacu, to wie, że reszta mojego dnia do przyjemnych również nie należała. A i żeby mi nie było za miło na koniec zapomniałam z domu jednej z najważniejszych rzeczy w moim życiu, która skutecznie odcina mnie od idiotyzmów, które ludzie wygadują w tramwajach- słuchawek. I przez pół drogi musiałam słuchać jak jakiś kretyn szeleści papierkami i ciumka coś bezczelnie zaraz za moimi plecami. Jeszcze ze trzy przystanki i byłabym w stanie pokonać resztę drogi na moich krótkich nóżkach. Podejrzewam, że po takim dniu wkurwiło by mnie dosłownie wszystko więc najlepiej będzie jak udam się na dłuuuugi romans. Pod kołdrę. Z książką. A jeśli chodzi o wczoraj jestem z siebie naprawdę dumna. Nie zrobiłam i nie powiedziałam nic, czego mogłabym żałować. +2 do samooceny. Dzięki chłopaki, nawet gdyby to była tylko litość !

zdj. w licealnym foto studiu.
 brakuje mi tego. często.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz